Ta okropna gramatyka …
Każdy kto uczy lub uczył się angielskiego, zna mniej więcej program nauki. Zaczynamy od czasownika „to be”, uczymy się jak się przedstawić, poznajemy zaimki, przechodzimy do czasów teraźniejszych, potem przeszłych. Jednak dla tzw. native speakers (rodzimych użytkowników języka) większość zasad, które my wkuwamy i utrwalamy, to codzienność. Coś oczywistego. Naturalnego. I niezauważalnego.
Ostatnio spore poruszenie w sieci wywołał Matthew Anderson, redaktor kanału BBC Culture. Zamieścił w internecie fragment książki Marka Forsytha „The Elements of Eloquency”. Oto on:
„Przymiotniki w języku angielskim muszą bezsprzecznie zawsze występować w tej kolejności: opinia-rozmiar-wiek-kształt-kolor-pochodzenie-materiał-cel/rola i dopiero potem rzeczownik. Można więc mówić o uroczym, małym, starym, prostokątnym zielonym, francuskim, srebrnym nożyku do strugania. Jeśli zaburzymy tę kolejność słów, będziemy brzmieć jak szaleńcy. To taka osobliwa sprawa – każda osoba, dla której angielski jest językiem ojczystym, stosuje się do tych zasad, ale prawie nikt nie potrafiłby ich opisać.”
Crazy, crazy….crazy is the grammar 🙂
Ten krótki akapit wywołał burzę wśród anglojęzycznych internautów. Wielu z nich ze zdumieniem odkryło, że na co dzień stosuje zasadę, o której nie miało dotychczas pojęcia. Sam autor postanowił więc pójść za ciosem i opisać kolejną regułę, z której zapewne mało kto zdaje sobie sprawę, chociaż ją stosuje.
Forsyth zaczął od pytania, jak to jest, że pomimo zasad kolejności przymiotników prawidłową, ogólnie przyjętą formą jest Big Bad Wolf a nie Bad Big Wolf.
Istnieje zasada nazywana ablaut reduplication. Ablaut to wymiana samogłoski w ramach rdzenia, np. man–men. Reduplication w lingwistyce to po prostu powtarzalność. Tak więc chodzi po prostu o wymianę samogłoski lub czasami spółgłoski w przypadku powtarzaniu jakiegoś słowa. I tak na przykład zegar wydaje dźwięk tick-tock, a dzwony – ding dang dong. W przypadku trzech słów kolejność zmieniających się samogłosek to po kolei I, A, O. Jeśli słowa są dwa, wtedy pierwszeństwo ma A, potem jest O.
„Doskonale znacie tę zasadę” zapewnia Forsyth. „Stosujecie ją całe życie. Po prostu nigdy o niej nie słyszeliście. Ale jeśli ktoś powiedziałby zag-zig albo cross-criss, to w głębi ducha wiedzielibyście, że złamana została święta reguła językowa. Nie wiedzielibyście tylko która.”
Jako kolejną rzecz tak oczywistą dla native speakers, a tak często niezrozumiałą dla obcokrajowców, wymienia czasy. To niby prosta sprawa, wystarczy wyuczyć się reguł i stosować je przykładnie. Ale co zrobić z wyjątkami? Jako przykład Forsyth podaje czasownik think i czasy teraźniejsze. Present progressive, nazywany też continuous, opisuje co dzieje się w tej chwili. Present simple – to co ma miejsce regularnie, co jakiś czas, co jest czyimś zwyczajem. Ale jeśli chcemy powiedzieć „Myślę, że masz rację”, nie powiemy „I’m thinking you’re right”, tylko „I think you’re right”, bo czasownika think nie używamy w ten sposób w formie ciągłej. Tego typu subtelności to zwykła codzienność dla Anglików, a dla na przykład Polaków – to problem i zmora, bo jak tu stosować się do reguł, skoro jest tyle wyjątków?
Pozostaje nam tylko cieszyć się, że podczas uczenia się języka polskiego obcokrajowcy cierpią o wiele większe katusze…
(ma)
Źródło: bbc.com